Współcześni niewolnicy pracują w czyichś firmach
Większość pracujących ludzi świata wykonuje pracę w
czyichś firmach. Natomiast mniejszość to osoby mające swoje biznesy produkujące
produkty lub świadczące usługi dla klientów prywatnych i biznesowych.
Pracując w czyjejś firmie w cyklu niezmiennym,
przez co rozumiem wykonywanie tej samej pracy od poniedziałku do piątku
(czasami także w weekendy) w tych samych godzinach, pochłania większość czasu
człowieka, czyli jego życia. Pracoholicy spytają: no i co z tego? Też mi to
kiedyś nie przeszkadzało. Natomiast z czasem zorientowałam się, że praca
zabiera najlepszy czas w ciągu dnia, przez co nie mogę realizować zajęć, które
lubię, np. opalać się na słońcu w południe, pójść na spacer w ciągu dnia,
zdrzemnąć się po obiedzie, zrobić zakupy w sklepie, gdy jeszcze nie ma w nim
tłumów. Teraz zaczęła przeszkadzać mi powtarzalność pracy, którą wykonuję –
codziennie wstaję o tej samej porze, jadę w korku, potem siedzę w biurze (gdzie
nie mam żadnego wysiłku fizycznego), potem jadę w korku do domu, a potem w domu
zajmuję się sprzątaniem, gotowaniem, praniem prasowaniem, wszystko robiąc w
pośpiechu, bo jeszcze chcę zdążyć iść np. na rower, na tenisa, do sauny,
spotkać się ze znajomymi, poczytać książkę itd., ale okazuje się szybko, że
dzień się skończył i trzeba iść spać, żeby jutro znowu wstać i pędzić do pracy.
A urlopu dużo nie ma i w połowie roku okazuje się, że już nigdzie nie mogę
wyjechać, bo wolnych dni od pracy brak.
Po 11 lat pracy uświadomiłam sobie, że dalej
pracując w czyjejś firmie, na zasadach mnie narzuconych, jestem niewolnikiem, a
z tej niewoli wyjdę dopiero na emeryturze. Tylko, że po 60. roku życia może już
nie będę miała takiej kondycji i zdrowia, jak teraz i nie będę mogła korzystać
z uroków tego świata, bo nie starczy mi chęci i sił, które właśnie teraz mam, a
których nie mogę wykorzystać, bo siedzę stale w pracy. Ktoś powie, że na
realizowanie swojego hobby, potrzeb, ogarnięcie domu, to mam czas w weekend,
ale mi weekendu nie starcza na całkowite zrelaksowanie się. Jak przychodzi
weekend, to staję się nerwowa, bo wiem, że dwa dni szybko miną, a planów na te
wolny czas mam co nie miara. No a przecież jaka jest przyjemność w robieniu
wszystkiego w pośpiechu? Czy od rana mam się zrywać, żeby pojechać na zakupy,
potem na tenisa, potem na basen i do sauny, a potem zjeść obiad, a wieczorem
spotkać się ze znajomymi, a jeszcze pójść do teatru? Jaka przyjemność z tych
wszystkich zajęć, z życia, skoro mam wszystko robić w biegu? A kiedy w końcu
nie będę musiała stale pędzić, tylko mieć wystarczająco dużo czasu na
leniuchowanie, spanie, gotowanie sport, czytanie książek, spotkania ze
znajomymi, a pielęgnowanie rodziny, a zajmowanie się sobą? Ja się pytam kiedy
ten czas będę miała? I tak się siebie spytałam i zdałam sobie sprawę z tego, że
tego niespiesznego czasu będę miała pod dostatkiem właśnie na emeryturze. Ale
ja chcę już żyć, a nie dopiero za 30 lat!
Wyjść
z tego kieratu jest kilka. Począwszy od pracowania w trybie przerywanym (np.
pracuję co drugi miesiąc, a między nimi mam miesiąc wolnego), poprzez założenie
nowego biznesu, poprzez przejście na czyjeś utrzymanie. Pośrednich rozwiązań
jest więcej. Które kto wybierze? Nie wiadomo, czy w ogóle ktoś coś zmieni w
swoim życiu, aby przestać być niewolnikiem. Pierwszym krokiem do zmiany jest
świadomość obecnej sytuacji i imperatyw wewnętrzny zmiany. Są tacy, którym
niewolnictwo pasuje i nie mam nic na przeciw, bo to wolny wybór każdego z nas.
Komentarze
Prześlij komentarz